Tibo to mój pierwszy upragniony, długo oczekiwany pies, w typie PON-a którego wychowywaliśmy od szczeniaczka.
Urodził się 22.05.1990 r. a odszedł od nas 16.11.2005 r. mając 15,5  roku.
Przez cały okres przebywania z nami dostarczał nam wielu radości, śmiechu, ale i trochę zmartwień  kiedy chorował, a zwłaszcza pod koniec swego życia. Był wspaniałym i bardzo mądrym psem, wszędzie mi towarzyszył i wszystko rozumiał. Kiedy szliśmy całą rodziną na spacer nikt z nas nie mógł się oddalić, albo w ogóle odejść, chciał nas mieć wszystkich razem i zaganiał do skutku. Bardzo lubił się bawić gumowymi piszczącymi zabawkami, uwielbiał też podróżowanie wszystkimi środkami lokomocji, a przede wszystkim długie spacery.
Kiedy odszedł  w domu zapanowała pustka i smutek, tylko kolejny PON mógł ją zapełnić, po upływie określonego czasu, co też później nastąpiło.

Raptus urodził się 19.06.2006 r w hodowli Kontekst. Jego rodzicami byli : Renoma Terwipon  i Griszu vom Muhlenberg.
12 sierpnia Raptusek zamieszkał z nami wnosząc do naszego domu  ogromną radość, pokochałam go od pierwszego wejrzenia, choć na początku miałam wątpliwości czy będę w stanie pokochać innego psa.  Każdy kolejny dzień był dniem zacieśniania więzi, nauki wielu rzeczy i dorastania. Raptusek jak każdy PONIo lubił piłeczki nigdy nie wychodził z domu bez piłki, właściwie był od nich uzależniony, ale też bawił się innymi zabawkami. Miał cudowny charakter był bardzo zrównoważony, przyjazny dla wszystkich i absolutnie nie konfliktowy. Był też bardzo posłuszny już jako szczeniak i miał wielu przyjaciół  do zabawy. Był też raz  wystawiany w Będzinie w klasie młodzieży, była to jego pierwsza i zarazem ostatnia wystawa. Pokazał się bardzo ładnie jako debiutant, choć wcale nie był przygotowywany  i nie przechodził żadnego szkolenia, niestety nie został doceniony przez sędziego Skorka, mimo to ja byłam z niego bardzo dumna i szczęśliwa i nie miało to dla mnie znaczenia jak mój Raptusek został oceniony. Mieliśmy w planach  dalsze wystawy, niestety za dwa tygodnie spotkała nas straszna tragedia z którą nigdy się nie pogodzę i która wycisnęła na moje życie piętno. Mój ukochany, wspaniały Raptusek  odszedł nagle, stało się to na spacerze biegnąc za piłeczką stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Gdy dojechaliśmy do lekarza już nie żył i nic nie można było zrobić, serduszko już przestało bić, a moje serce też zamarło. Mój ból był nie do opisania i nigdy nie przeszedł, ale nauczyłam się z nim żyć i kochać następnego psiaka którym jest Wigorek.